Dzisiaj usłyszałam coś, co mnie poruszyło do głębi
i chcę się tym z Toba podzielić moja kochana.
Niedawno pewien człowiek z mojej rodziny, uratował swojemu koledze z pracy życie.
Zachowując zimną krew, gdy tamten miał zawał, tak długo wspomagał pracę jego serca aż przyjechało pogotowie.
Stało się to nagle i całkiem niespodziewanie, w czasie gdy jechali razem wykonywać swoje codzienne obowiązki związane z ich pracą.
Gdy myślę o tym czuje ogromne wzruszenie i dumę zarazem,
ale też pojawia się pytanie, czy mnie wystarczyłoby odwagi.
Dużo się mówi, dużo ogląda i dużo wie, a potem nagle przychodzi moment prawdy.
Czy my jesteśmy na to gotowe? Jak myślisz?
I jeszcze jedno chodzi mi dzisiaj po głowie.
Serce… najbardziej pokorne, uparte i wierne… moje serce.
Było ze mną zanim się urodziłam a potem, gdy stawiałam pierwsze kroki.
Trzepotało z pierwszymi motylami, a potem cierpliwie czekało aż wrócę do siebie z dalekiej podróży zapomnienia.
Nieraz upominało się o swoje, nieraz przypominało, że jest i to bardzo mocno dosadnie i nieprzyjemnie.
A teraz tak jak i ja…nauczyło się pogodzenia i odpuszczenia.
Puk puk puk… bije równo i delikatnie…
puk puk puk… pompuje życie do każdej cząsteczki mojego ciała,
puk puk puk…
Trzeba nam czasem usiąść i pomyśleć o nim moja kochana
z czułością i wdzięcznością, bo nigdy nie wiemy, czy nastąpi kolejne jego uderzenie.
Tego nie wie nikt.
Gabrysia
2 komentarze
Comments are closed.
Nigdy nie wiemy, jak zachowamy się w skrajnie trudnych sytuacjach, póki sami nie doświadczymy, a zachowanie zimnej krwi jest bardzo ważne.
Na szkoleniu ratownik mówił nam, że nie należy się bać, większej szkody, niż śmierć nie wyrządzimy poszkodowanemu…
Masz rację Asiu, to jest bardzo ważne co napisałaś na końcu.